Nikt nie odpuszczał w słonecznym lesie
Fani MTB z Wielkopolski, spragnieni prawdziwej rywalizacji, w niedzielę 24 marca jechali w stronę Trzebani, by wystartować w IX Leśnym Kryterium Rowerowym. Frekwencja, jak na inaugurację sezonu, była zupełnie przyzwoita - ponad 330 osób. Bohaterów imprezy było kilku, największe wrażenie na pasjonatach kolarstwa górskiego oraz kibicach wywarł Grzegorz Grabarek z Zielonej Góry (przynależność klubowa to REAL 64-sto), triumfator wyścigu na głównym dystansie.
Kandydatów do zwycięstwa na trasie Mega (49 km, 7 razy po 7 km) było kilku. Adam Adamkiewicz z Piasków przed rokiem w tym miejscu był drugi, przegrał z Marcinem Sapą. Mateusz Mróz, były kolarz szosowy, który od kilku sezonów z powodzeniem startuje w maratonach MTB, nie ukrywał w niedzielę, że mierzy wysoko. Mikołaj Jurkowlaniec, syn byłego marszałka województwa dolnośląskiego, kilka lata temu wygrał w Trzebani i tym razem przyjechał w ten podleszczyński las dobrze przygotowany, w asyście żony oraz córeczki i syna. Dopisuję do tej listy Przemysława Pozwalkę z pobliskich Goniembic, który ma na swym koncie wiele wartościowych sukcesów w MTB, także i na szosie. Do tej czwórki koniecznie trzeba dołączyć Grzegorza Grabarka.
Ta piątka w w niedzielę w słonecznym lesie pod Trzebanią urządziła piękne kolarskie widowisko. Nikt z nich nie odpuszczał. Jechali od startu do mety na całego. Na początku większy dynamizm i aktywność przejawiał Mikołaj Jurkowlaniec, w końcowej fazie wyścigu Adam Adamkiewicz i Grzegorz Grabarek odjechali rywalom. Ten ostatni, mieszkaniec Zielonej Góry i członek teamu REAL 64-sto, triumfował w spektakularny sposób. O całe dwie sekundy przed Adamkiewiczem.
– To byłe prawdziwe ściganie, jazda na maksa, o czym świadczą dane z mojego miernika mocy - mówi Grzegorz Grabarek. – Mikołaj Jurkowlaniec uciekł nam na pierwszej rundzie i goniliśmy go przez następne trzy okrążenia. Wielką pracę wykonali moi koledzy z teamu: Mariusz Chyła, Piotr Krysman i Maciej Kasprzak, dzięki czemu dojechaliśmy do wrocławianina. A później z Adamkiewiczem pomknęliśmy do przodu. I ja okazałem się lepszy - podkreśla zielonogórzanin.
Ma 29 lat, w listopadzie ukończy trzydzieści. Z kolarstwem i rowerami ma do czynienia od kilkunastu już lat. Zaczynał przygodę w znanym klubie Trasa Zielona Góra, gdzie jego kolegą był Marek Konwa, trenerami zaś ojciec Krzysztof Grabarek i Kazimierz Prokopyszyn. Grzegorz Grabarek reprezentował też barwy TC Chrobry Głogów i włoskiego teamu Ultensilnord. Od czterech lat ściga się w maratonach MTB, trzeci sezon w leszczyńskiej ekipie REAL 64-sto.
– Skorzystałem z propozycji Wojciecha Mizuro i z przyjemnością reprezentuję dobrą wiarę kolarską z Leszna. Mam znakomity sprzęt, biorę udział z zagranicznych zgrupowaniach teamu (dwa razy byłem już w tym roku w hiszpańskim LLoret de Mar). I wygrałem prestiżowy wyścig w Trzebani, który ma już swą historię i dobrą tradycję - mówi nie bez dumy Grzegorz Grabarek.
Przed rokiem, podczas finału cyklu Grand Prix Kaczmarek Electric w Wolsztynie, okazał się najszybszy na trasie Giga. I powtórzył w tym miejscu sukces z roku 2017.
W tym roku na swym 29-calowym Superiorze (pełna amortyzacja) zamierza startować w cyklach Grand Prix Kaczmarek Electric MTB, Leszczyńskiej Lidze Rowerowej, Bike Maratonie oraz od czasu do czasu w Solid Sport MTB.
W najbliższy weekend zobaczymy zwycięzcę z Trzebani w Krzywiniu, gdzie w sobotę odbędzie się wyścig szosowy, w niedzielę zaś maraton MTB. – W Hiszpanii przejechałem podczas dwóch zgrupowań ponad 2300 kilometrów na rowerze szosowym. Jestem dobrze przygotowany do startów w sezonie 2019. Zwycięstwo w Trzebani cieszy i umacnia mnie w przekonaniu, że z kolegami z REAL 64-sto mogę w tym roku zagrozić najlepszym polskim maratończykom MTB. Jeśli szczęście mi będzie dopisywać a rower nie zawodzić, chciałbym wygrywać! - mówi sympatyczny mieszkaniec Zielonej Góry.
I dodaje: - Mam wspaniałą narzeczoną. Paulina Leoniewska namówiła mnie do spróbowania sił w maratonach MTB. Jeździ ze mną na zawody i poświęca swój wolny czas na pomoc w przygotowaniach do kolarskich imprez. Wspiera także w trudnych chwilach, takich jak w zeszłym roku, gdy złamałem obojczyk podczas maratonu Grand Prix Kaczmarek Electric w Żerkowie.
Piotr Kurek |